Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pośród topoli. Główkę trzymała wysoko, lecz w głębi duszy doznawała przykrego uczucia żalu. Żałowała teraz, iż nie odpowiedziała Gilbertowi inaczej. Prawda, że strasznie ją obraził, lecz.. Wogóle zdawało jej się, że najlepiej byłoby, gdyby mogła usiąść i serdecznie się wypłakać. Czuła się najzupełniej wytrąconą z równowagi; fizyczne zmęczenie i wzruszenie, wywołane niezwykłą przygodą, teraz dopiero dawały jej się we znaki.
W połowie ścieżki spotkała Jankę i Djanę, wracające nad staw. Dziewczynki były w najwyższym stopniu przerażone. Nie zastały nikogo na Sosnowem Wzgórzu, bo państwo Barry wyszli z domu. Ruby dostała napadu serdecznego płaczu, zostawiły ją więc w mieszkaniu, by się uspokoiła, same zaś pobiegły przez Las Duchów i przez most na Zielone Wzgórze. Tam także nie było nikogo, gdyż Maryla udała się do Carmody, a Mateusz był zajęty daleko w polu, zbieraniem siana.
— Ach, Aniu — wybuchnęła Djana, obejmując szyję przyjaciółki i płacząc z radości nad niespodzianem jej ocaleniem — ach, Aniu droga.. myślałyśmy... żeś utonęła... i miałyśmy się za zbrodniarki... bo myśmy cię namówiły... abyś była... Elaine...! Ruby ma atak płaczu...! Aniu, jakżeś się wyratowała?
— Wdrapałam się na pal — objaśniała Ania obojętnie — a Gilbert, który właśnie nadpłynął w łodzi pana Andrewsa, wysadził mnie na brzeg.
— Ach, Aniu, jakże on szlachetnie postąpił! I jak to romantycznie! — wykrzyknęła Janka, otrząsnąwszy się z wrażenia. — Teraz zapewne będziesz już z nim rozmawiała!
— Prawdopodobnie nie będę — wybuchnęła Ania, w mgnieniu oka powracając do dawnej pewności siebie. — I nie chcę nigdy więcej słyszeć wyrazu romantyczność. Martwi mnie bardzo, żeście się tak przeraziły. Przekonywam się, że jestem urodzona pod nieszczęśliwą gwiazdą. Wszystko, do czego się biorę, kończy się niedobrze dla mnie lub moich