Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janka chętnie usłuchała. Nie było złotej kapy do nakrycia leżącej dziewczynki, lecz stara serweta fortepianowa z żółtej japońskiej krepy znakomicie ją zastępowała. Nie było też pod ręką białej lilji, ale w zupełności wystarczył piękny szafirowy kosaciec, umieszczony w splecionych dłoniach Ani.
— Oto jest już gotowa! — zawyrokowała Janka. — Teraz ucałujcie jej czyste czoło, i ty, Djano, powiedz: „Żegnaj, siostro, na wieki!“ — a ty, Ruby, powiedz: „Żegnaj, miła siostrzyco!“. Tylko jaknajsmutniejszym głosem! Aniu, uśmiechnij się choćby leciutko! Przypominasz sobie zapewne „Elaine z bladym uśmiechem na ustach“. Tak, teraz jest lepiej. Możecie pchnąć łódkę!
I łódź została pchnięta, uderzywszy w tym ruchu mocno o jeden ze starych, wystających pali. Djana, Janka i Ruby czekały tylko, dopóki woda jej nie uniosła, poczem poskoczyły w las i pobiegły dróżką ku owemu oddalonemu przylądkowi, gdzie jako Lancelot, Guinevére i król miały być gotowe do przyjęcia Elaine.
Ania, powoli unoszona przez prąd wody, napawała się kilka chwil romantycznością swego położenia. Lecz nagle stało się coś bynajmniej nieromantycznego. Woda zaczęła się dostawać do łodzi. Po kilku minutach Elaine była zmuszona zerwać się ze swego łoża, unieść złotem haftowaną szatę i ściągnąć czarny całun, aby z rozpaczą przekonać się o istnieniu na dnie łodzi sporego otworu, przez który niewątpliwie przedostała się woda. Ostry pal u przystani przedziurawił łódź.
Ania nie miała pojęcia o tem, lecz niewiele czasu potrzebowała, aby się przekonać, że jest w niebezpieczeństwie. Łódź będzie się napełniała wodą i bez wątpienia zatonie, zanim zdąży się dostać do owego drugiego przylądka. Gdzież były wiosła? Pozostały prawdopodobnie w przystani.
Ania wydała krótki, przytłumiony, przez nikogo nie