Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nach, wpadła we wściekłość, tem większą, że jednocześnie ujrzała pierścień i naszyjnik. Przywiązanie jej do Geraldiny przeszło w gorzką nienawiść, i przysięgła, że nie zezwoli nigdy na jej związek z Bertramem. Ale pozornie udawała nadal przyjaźń dla Geraldiny. Pewnego wieczoru, kiedy obie przyjaciółki stały na wąskiej kładce nad rwącym głębokim potokiem, Cordelja, przypuszczając, że są same, pchnęła Geraldinę do wody, śmiejąc się szyderczo: „Ha, ha, ha!“ Tymczasem Bertram, znajdujący się w pobliżu, spostrzegł to i rzucił się w fale, wołając: „Uratuję cię, moja niezrównana Geraldino!“ Niestety jednak, zapomniał, że nie umiał pływać, i utonęli oboje, trzymając się mocno w objęciach. Wkrótce potem fale wyrzuciły ich ciała na brzeg. Zostali pochowani we wspólnym grobie, a pogrzeb ich był wyjątkowo wspaniały, Djano. Uważam, iż daleko romantyczniej jest zakończyć powieść pogrzebem, niż weselem. Co się zaś tyczy Cordelji, wyrzuty sumienia przyprawiły ją o utratę zmysłów, i została umieszczona w domu zdrowia. Sądzę, iż to było poetyczne zadośćuczynienie za jej zbrodnię.
— Prześlicznie! — westchnęła Djana, należąca do szkoły krytyki Mateusza. — Nie pojmuję, jak ty, Aniu, potrafisz wymyślić takie wzruszające sceny. Pragnęłabym bardzo mieć tak bogatą wyobraźnię, jak twoja.
— Nic łatwiejszego, jeśli zechcesz ją tylko pielęgnować — zapewniała Ania tonem pocieszającym. — Powzięłam właśnie następujący plan. Słuchaj, Djano. Ty i ja założymy nasz własny klub powieściowy i będziemy pisywały powieści dla wprawy. Dopóki sama nie potrafisz, będę ci pomagała. Należy urabiać wyobraźnię, mawia panna Stacy. Tylko trzeba to uczynić rozumnie. Mówiłam jej o Lesie Duchów, ale uważała, żeśmy były w tym wypadku na złej drodze.
W ten oto sposób powstał Klub powieściowy. Początkowo ograniczał się jedynie do dwóch członkiń, lecz wkrótce rozwinął się, przyjąwszy na swe łono Jankę Andrews