Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co mam i posiadam, spoczywa w niej, ale pomimo to nie jest ona wcale ciężka. A jeśli nie trzymać jej w pewien odpowiedni sposób, otwiera się z jednej strony. Ja znam ten sposób i dlatego najchętniej sama ją niosę. Jest to niezmiernie stara torba... Ach, jakże się cieszę, że pan przyjechał po mnie, pomimo że cudownie byłoby spać na dzikiej wiśni. Pewnie daleką mamy drogę, prawda? Pani Spencer mówiła mi, że prawie osiem mil. Jestem temu bardzo rada, bo strasznie lubię jechać. Ach, jakże to doskonale, że będę z wami mieszkała i będę do was należała... Nigdy dotąd nie należałam do kogoś. Ale Dom Sierot to już było najgorsze. Przeżyłam tam tylko cztery miesiące, jednak to wystarcza! Przypuszczam, że pan nigdy nie był w Domu Sierot, więc nie może pan sobie wyobrazić, jak tam jest. To chyba najgorsze, co sobie można przedstawić! Pani Spencer uważa, że to bardzo brzydko, iż ja tak mówię, ale ja przecież nic złego nie mam na myśli. Bardzo łatwo jest uczynić nieświadomie coś brzydkiego, prawda? Opiekunowie w Domu Sierot są dobrzy — to pewna. Ale tam niema wcale pola dla imaginacji! Wszystko jest tak jednostajne, takie do siebie podobne... — prócz dzieci, rozumie się. Bo o dzieciach można sobie rozmaite rzeczy wyobrażać. Naprzykład pomyśleć sobie, że ta dziewczynka, obok śpiąca, jest może córką jakiegoś księcia, wykradzioną rodzicom we wczesnem dzieciństwie przez niegodziwą niańkę, która umarła, nie zdążywszy wyznać swego czynu. Zwykle nocami starałam się nie spać i zmyślać takie historje, bo w dzień nie miałam na to czasu. Być może, iż dlatego jestem tak strasznie chuda, bo jestem chuda, czy pan nie uważa tego? Nie mam ani źdźbła mięsa na kościach. Ale chętnie wyobrażam sobie, że jestem pełna i ładna, z dołeczkami na łokciach...
Towarzyszka Mateusza zamilkła, po części dlatego, że zabrakło jej tchu, poczęści zaś, że właśnie stanęli przy kabrjolecie. Nie wyrzekła już ani jednego słowa, gdy opuszczali miasteczko i wyjechali na stromy pagórek. Droga wrzynała się tu głęboko w soczysty grunt. Po obu jej stro-