Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy nie? A drzewa wyglądają, jak gdyby je można zdmuchnąć jednem chuchnięciem... Cieszę się bardzo, że żyję na świecie, na którym istnieją białe szrony? A Mateusz? I rada jestem, że pani Hammond miała trzy pary bliźniąt, bo gdyby ich nie miała, czyż potrafiłabym pomóc Mimi? Przykro mi naprawdę, że za złe brałam pani Hammond, iż miewała bliźnięta. Ach, Mateuszu, jestem tak strasznie śpiąca! Nie będę mogła pójść do szkoły. Czuję, że nie potrafię mieć oczu otwartych i będę odpowiadała bez ładu i składu. Jednakże nie lubię zostawać w domu, bo Gil... bo kto inny może zostać prymusem, a trudno potem odzyskać pierwsze miejsce. Chociaż, co prawda, im trudniej się coś zdobywa, tem większe ma się zadowolenie, czy nie?
— Zapewne, ale ty już potrafisz dać sobie radę — rzekł Mateusz, spoglądając z litością na bladą twarzyczkę Ani i ciemne obwódki pod jej oczami. — Powinnaś czemprędzej położyć się do łóżka i wyspać się, jak należy. Ja załatwię domowe roboty.
Stosownie do tej rady Ania pośpieszyła do łóżka i spała tak mocno, że obudziła się dopiero popołudniu. Natychmiast weszła do kuchni, gdzie Maryla, przybyła podczas jej snu, zajęta była ręczną robotą.
— Ach, czy Maryla widziała premjera? — wykrzyknęła Ania. — Jakże on wygląda?
— Z pewnością nie wybrano go na ministra ze względu na jego powierzchowność — rzekła Maryla. — Cóż to za nos! Ale za to potrafi mówić! Dumna byłam z tego, iż należę do konserwatystów... Twój obiad stoi w piecyku, Aniu. Weź też trochę kompotu ze śliwek ze śpiżarki. Wyobrażam sobie, jakaś głodna! Mateusz opowiadał mi o wypadkach ostatniej nocy. Jak to szczęśliwie się złożyło, iż umiałaś poradzić chorej. Ja nie potrafiłabym tego uczynić, nigdy w życiu nie widziałam przypadku krupu... No, no, tylko nie zaczynaj rozmowy, zanim zjesz obiad. Poznaję po twojej mince, że masz miljon nowin do opowiadania, ale mogę poczekać.