Marylo, — ja zaklinałabym cię na wszystko, byś tego nie zrobiła. Bezwarunkowo nie!
Ta spóźniona przestroga zdawała się ani przerażać, ani martwić Marylę. Spokojnie w dalszym ciągu kończyła swą robotę.
— Nie przeczę, że jest trochę słuszności w tem, co mówisz, Małgorzato. Ja sama długi czas nie wiedziałam, na co się zgodzić. Ale Mateusz bardzo pragnął tego. Widziałam, jak mu na tem zależy, więc ustąpiłam. Mateusz tak rzadko żąda czegoś, że jeśli kiedy to uczyni, uważam za swój obowiązek spełnić jego żądanie. Co się tyczy ryzyka, toć trudno obliczyć naprzód skutki czegokolwiek na świecie. Ludzie, mający własne dzieci, także nie są pewni, jak się one pokierują. Nie zawsze przecież wyrastają na dzielne jednostki. A Nowa Szkocja toć to prawie część naszej wyspy! Zupełnie co innego, gdybyśmy je sprowadzali z Anglji lub ze Stanów Zjednoczonych. Dziecko naszego kraju nie może się wszakże tak bardzo różnić od nas.
— Owszem, mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie — rzekła pani Małgorzata tonem, zdradzającym wprost przeciwne przekonanie. — Tylko nie powiedz, żem cię nie ostrzegała, jeśli kiedykolwiek chłopiec ten podpali wasz dom lub wrzuci strychninę do studni. Przypominam sobie podobny wypadek w Nowym Brunświku, gdzie cała rodzina umarła w najstraszniejszych męczarniach... Tylko, że wtedy była to dziewczynka.
— Wszakże my nie bierzemy dziewczynki — odpowiedziała Maryla, jak gdyby zatruwanie studzien było wyłącznie kobiecą czynnością i nie należało się go obawiać ze strony chłopca. — Nigdy nie przyszłoby mi na myśl wziąć dziewczynkę do domu. Dziwi mnie, że pani Spencer to robi. Ona jednak potrafiłaby wziąć cały Dom Sierot pod swą opiekę, gdyby na taki pomysł wpadła.
Pani Małgorzata chętnie poczekałaby na powrót Mateusza. Ale zważywszy, że ma jeszcze całe dwie godziny przed sobą, postanowiła pójść dalej i wstąpić do Bellów, aby im
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/17
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.