Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIII.

Rozkosze oczekiwania.

— Ania powinnaby już była powrócić i zasiąść do roboty — mówiła Maryla, spoglądając na zegarek pewnego sierpniowego dnia, gdy słońce południowe zdawało się roztapiać wszystko w żarze swych promieni. — Bawiła się z Djaną o całe pół godziny dłużej niż należało, a teraz siedzi na stosie drzewa i gawędzi najspokojniej z Mateuszem. A miele jak wiatrak, chociaż wie dobrze, że powinna była wrócić, by zająć się szyciem. On zaś stoi i słucha. Im ta nieprawdopodobniejsze opowiada historje, tem Mateusz wydaje się bardziej zajęty. Aniu, przyjdź tu w tej chwili! Czy nie słyszysz, że cię wołam?
Słowom tym towarzyszyło kilkakrotne krótkie stukanie w okno.
Ania przybiegła z błyszczącemi oczami, zaczerwienionemi policzkami i włosami rozwianemi, od których bił potok światła.
— Ach, Marylo! — wołała bez tchu prawie — w przyszłym tygodniu szkoła urządza wycieczkę! Odbędzie się ona na łące pana Andrews, tuż obok Jeziora lśniących wód. Pani Bell i pani Linde przygotują lody śmietankowe. Czy Maryla słyszy? lody śmietankowe!... Ach, Marylo, czy ja będę mogła należeć do tej wycieczki?