Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz ilekroć Ania zwracała się do malca z łagodnym uśmiechem, wyraz ten pierzchał, a na jego miejsce zjawiał się porozumiewawczy uśmiech, rozjaśniający całą istotę dziecka. Zdawało się wtedy, że jakieś światło rozpala się w niem i promienieje zeń od stóp do głów; a co najważniejsza, był to odruch mimowolny, odzwierciedlenie pięknej duszyczki. Ta szybka wymiana uśmiechów sprawiła, iż Ania i Jaś zostali przyjaciółmi, nie przemówiwszy jeszcze do siebie.
Dzień minął Ani, jak we śnie; nigdy później nie mogła go sobie przypomnieć. Zdawało jej się, że to nie ona zasiadała na katedrze nauczycielskiej, lecz kto inny. Przesłuchiwała uczniów, sprawdzała rachunki, poprawiała przepisywania — wszystko machinalnie. Dzieci sprawowały się zupełnie dobrze; zdarzyły się tylko dwa wypadki nieposłuszeństwa. Maciuś Andrews został schwytany na zabawie parą związanych świerszczy. Ania postawiła go na godzinę do kąta i — co Maciuś odczuł dużo boleśniej — skonfiskowała świerszcze. Umieściła je w pudełku i w powrotnej drodze ze szkoły wypuściła na wolność w Dolinie Fiołków. Ale Maciuś wierzył święcie wtedy i zawsze potem, że zabrała je do domu i zachowała dla własnej zabawy.
Drugim winowajcą był Antoś Pay, który wylał resztę wody ze swej butelki za kołnierz Amelce Clay. Ania wzięła Antosia na stronę, miała doń przemowę o obowiązkach mężczyzn wobec kobiet, zapewniając go, że żaden „dżentelmen“ nie wyleje kobiecie wody za kołnierz. Dodała, że życzy sobie, aby wszyscy jej uczniowie byli „dżentelmenami“.
Mała jej mówka była bardzo łagodna i przekonywająca. Niestety, winowajca pozostał niewzruszony: wysłuchał jej w milczeniu ze swą zwykłą ponurą miną i wychodząc gwizdał gniewnie. Ania westchnęła. Pocieszyła się jednak myślą, że zjednanie sympatji któregoś z Payów nie może być dziełem jednego dnia. Nawet dla niej wątpliwem było, czy który