Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lawendy i Jasia. Siedząc w jasnej kuchni na Zielonem Wzgórzu, Ania otwierała z namaszczeniem koperty, i wchłaniała w płuca rozkoszną woń pieczonego ciasta, woń, którą Tadzio zwykł był nazywać z ekstazą „pięknym zapachem“.
Państwo Irving urządzili się już w swojem nowem mieszkaniu, — oznajmniła Ania po przeczytaniu listów. — Jestem pewna, że panna Lewenda znalazła wreszcie swe szczęście, domyślam się tego z tonu, w jakim list jest napisany. Znalazłam także dopisek Karoliny Czwartej. Tej biedaczce Boston zupełnie nie przypadł do gustu i ogromnie tęskni za domem. Panna Lawenda prosi, abym podczas wakacyj zajrzała choć raz do Chatki Ech i przewietrzyła trochę zamknięte pokoiki. W przyszłym tygodniu poproszę Dianę, żeby tam ze mną poszła. Będziemy mogły odwiedzić Teodorę Dix. A czy Ludwik Speed jeszcze do niej przychodzi?
— Podobno tak, — odparła Maryla, — ale naogół przestano już wierzyć, że te konkury odniosą jakiś rezultat.
— Będąc na miejscu Teodory, starałabym się go przynaglić, — odezwała się pani Linde. Sądząc z jej słów, widocznie sama bardzo tego pragnęła.
Między listami znalazła się także nagryzmolona wiadomość od Izabelli, zawierająca przeważnie nowiny o Anatolu i Augustynie.
„Jednakże nie mogę się jeszcze zdecydować na żadnego z nich“, pisała Iza. „Szkoda, że nie przyjęłaś mego zaproszenia, bo może ty potrafiłabyś się za mnie zdecydować. Przecież ktoś musi mieć trochę silnej woli. Zobaczywszy Anatola, uczułam przy-