Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ I.
Chmurki na horyzoncie.

— Żniwa już skończone i lato minęło, — szepnęła Ania Shirley, spoglądając rozmarzonym wzrokiem na poszarzałe, nagie pola. Obydwie z Dianą Barry zajęte były zrywaniem jabłek w sadzie na Zielonem Wzgórzu, a w tej chwili postanowiły odpocząć trochę w osłonecznionym zakątku ogrodu, gdzie panowała cisza, przerywana tylko cichem brzęczeniem drobnych muszek i delikatnym powiewem wietrzyka, przynoszącego słodką woń z pobliskiego Lasu Duchów.
Cały krajobraz dokoła mówił o zbliżającej się jesieni. Fale morskie szumiały w oddali, pola były nagie, poszarzałe i poprzecinane miedzami, zasłanemi złotem opadających liści. Dolina Fiołków w pobliżu Zielonego Wzgórza rozkwitała teraz tysiącem purpurowych aster, a Jezioro Lśniących Wód stawało się coraz bardziej błękitne. Nie był to jednak zmienny błękit wiosenny, ani też blady lazur lata, był to czysty zdecydowany, poważny błękit, jakby wody jeziora przygotowywały się do zimowej drzemki.
— Piękne mieliśmy lato, — rzekła Diana, obracając z uśmiechem nowy pierścionek na palcu lewej