Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poświęcają na studja. Pocieszam się nadzieją, że ty, Aniu, nie bierzesz przykładu z takich grzeszników. Pamiętaj o swem wychowaniu i bądź ostrożna w zawieraniu znajomości. Nigdy nie możesz przewidzieć, jakich ludzi spotkasz na uniwersytecie. Z powierzchowności mogą być bardzo mili, lecz wnętrza ich przepojone są zgnilizną. Najlepiej będzie, jak będziesz się przyjaźnić tylko z tymi, którzy pochodzą z Wyspy.
„Muszę ci jeszcze opisać ostatnią wizytę pastora na Zielonem Wzgórzu. Była to szalenie zabawna historja i powiedziałam nawet Maryli: Dopieroby się Ania uśmiała, gdyby tu była. Nawet Maryla zanosiła się od śmiechu. Wiesz przecież, że pastor jest mały, tęgi i ma krzywe nogi. Wyobraź sobie, że to duże prosię pana Harrisona znowu tego dnia wtargnęło na nasze podwórze i podeszło do bocznego wejścia całkiem niepostrzeżenie. W tej samej chwili pastor wchodził do bramy. Prosię spłoszyło się i chciało umknąć, więc postanowiło się przecisnąć między krzywemi nogami pastora. Ponieważ pastor jest mały, więc nieszczęsne prosię siłą pędu uniosło go na sobie. Wiatr zrzucił pastorowi kapelusz, a my z Marylą, słysząc głośny krzyk, wybiegłyśmy na podwórze. Chyba nigdy nie zapomnę tego widoku. Nie umiem ci opisać przerażenia biednego prosięcia. Teraz, gdy kiedykolwiek czytać będę w Biblji przypowieść o świni, zawsze stanie mi przed oczami prosię pana Harrisona, unoszące na grzbiecie przerażonego pastora. Biedne zwierzę! musiało mu się zdawać, że ma na sobie djabła. Na szczęście bliźnięta nie widziały tego wszystkiego, uważam, że nie byłby to dla