Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochane i drogie — mały pokoik na facjatce, świątynia marzeń najwcześniejszej młodości, stara Królowa Śniegu za oknem, szemrzący strumyk opodal, Fontanna Driad, Las Duchów i Aleja Zakochanych — to całe mnóstwo miłych miejsc, z któremi wiązały się wspomnienia najdawniejszych lat dzieciństwa. Czy gdzieindziej będzie się czuć tak szczęśliwą?
Tego poranka śniadanie na Zielonem Wzgórzu było ceremonją nader smutną. Tadzio po raz pierwszy w swem życiu nie miał apetytu, a tylko grzebał bezmyślnie widelcem w talerzu. Zresztą nikt zdaje się nie był głodny, z wyjątkiem Toli, która pochłaniała wszystko z nadzwyczajną szybkością. Tola, jak nieśmiertelna, rozważna Charlotta, która „krajała zawzięcie chleb, smarując go masłem“, gdy ciało jej ukochanego składano do mogiły, należała do tych istot, które rzadko kiedy przejmują się tem, co dotyczy jej otoczenia. Przykro jej było, że Ania wyjeżdża, oczywiście, ale to przecież nie było powodem, dla którego nie miałaby skonsumować smacznego śniadania. Widząc, że Tadzio nic nie je, Tola postanowiła zjeść i jego porcję.
Zaraz po śniadaniu zjawiła się Diana w lekkim powoziku, zaprzężonym w jednego konia, otulona w długi nieprzemakalny płaszcz. Nadeszła ostatnia chwila pożegnania. Pani Linde wyszła ze swego pokoju, aby udzielić Ani ostatnich zbawiennych rad i ostrzec ją przed wszelkiemi przeciwnościami życiowemi. Maryla, jak zwykle surowa, pocałowała Anię w policzek, zaznaczając, że ma nadzieję otrzymania od niej wiadomości, gdy tylko przybędzie na miejsce. Obojętny widz mógłby przypuszczać, że