— Aniu, widzę, że ci to wcale nie sprawia przyjemności, — szepnęła po chwili Diana nieśmiało.
— Naturalnie, cieszę się tem twojem bezinteresownem pragnieniem zgotowania mi radości, — odparła Ania wolno, siląc się na uśmiech. — Jednego tylko nie mogę zrozumieć. Przecież w noweli mojej nie było ani słowa o proszku do pieczenia ciast.
— O to ja już się postarałam, — rzekła Diana, odzyskując utraconą równowagę. — Przydała mi się w tym wypadku dawna praca w Klubie Powieściowym. Przypominasz sobie, że w twojej noweli Aweryla piecze ciasto? Właśnie tam w tej scenie dodałam, że Aweryla używa tylko proszku Fabryki w Montrealu. Potem, przy samym końcu, gdy Paweł chwyta Awerylę w objęcia i mówi: „Ukochana, dalsze wspólne życie przyniesie nam piękne chwile, a w naszym Domu Marzeń“ — dodałam: „w którym nigdy do pieczenia ciasta nie będziemy używali drożdży, tylko proszek Fabryki w Montrealu“...
— Ach! — jęknęła Ania, tracąc zupełnie panowanie nad sobą.
— I dzięki temu otrzymałaś dwadzieścia pięć dolarów, — szczebiotała dalej radośnie Diana, — gdy tymczasem podobno „Kobieta Kanadyjska“ płaci za nowelę tylko po pięć dolarów.
Zdecydowanym ruchem Ania podała jej nieszczęsny czek.
— Diano, ten czek należy do ciebie, ja go przyjąć nie mogę. Wszakże ty wprowadziłaś zmiany do
Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/147
Wygląd
Ta strona została skorygowana.