Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przypuszczam, że powinna nadejść w ciągu dwóch tygodni. Dopiero będę dumna i szczęśliwa, jak moja nowela zostanie przyjęta!
— Jestem pewna, że rezultat będzie jaknajlepszy i jeszcze gotowi cię poprosić o napisanie innych rzeczy. Osiągniesz kiedyś taką sławę, jak pani Morgan, a wtedy ja urosnę w dumę, że jestem twoją przyjaciółką.
Następny tydzień przeszedł wśród długich marzeń pełnych nadziei, lecz niestety, zaraz potem miało nastąpić przykre przebudzenie. Gdy Diana pewnego dnia wstąpiła na Zielone Wzgórze, zastała Anię zapłakaną w pokoju na facjatce. Na stoliku pod oknem leżała duża koperta i wyjęty z niej rękopis.
— Więc twoja nowela wróciła, Aniu? — zapytała Diana z zatamowanym oddechem.
— Tak, moja droga, — odparła Ania niechętnie.
— Ten wydawca chyba oszalał! Czem się tłumaczy?
— Niczem! Załączył tylko liścik, że nowela moja nie nadaje się do druku.
— Mówiłam ci, że to jakieś głupie wydawnictwo, — pocieszała Diana przyjaciółkę. — Wszystkie nowele, które tam zamieszczają, są o wiele mniej ciekawe, niż nowele w „Kobiecie Kanadyjskiej“. Może wydawca darzy specjalną antypatją tych, którzy nie mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Aniu, nie martw się. Pamiętaj, że pierwsze utwory pani Morgan także wracały z powrotem. Spróbuj posłać nowelę do „Kobiety Kanadyjskiej“.
— Trzeba będzie tak zrobić, — zgodziła się Ania,