Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
67

O Panie! Tyś przeklął i na spalenie przeznaczył to drzewo, które nie złe tylko wydaje owoce, ale które żadnych owoców nie rodzi! o ja bylem tém drzewem nieurodzajném! pokryte pustym kwiatem, dobrych na pozór uczynków, ale zepsutych próżnością i miłością własną! Wszędzie szukałem siebie, a nieszukałem Ciebie! O! co więcéj, ja nietylko żadnych, ale cierpkie i gorzkie wydawałem grzechu owoce! Czegoż mogę się spodziewać?
O Panie! Tyś wyrzekł, że z każdego niepotrzebnego słowa, zdam przed Tobą rachunek; a ja przez ciąg życia mego, ileż takich słów wymówiłem? o gdyby na tém kończyła się złość moja! bo jeśli tak surowa sprawiedliwość Twoja sądzić będzie każde niepotrzebne słowa, a jakiegoż sądu spodziewać się mogą słowa grzeszne i niegodziwe? Ileż razy splamiłem język mój obmową, kłamstwem, obłudą, a może i gorzéj? Zmiłuj się nademną Panie, zmiłuj się nademną!
O Panie! Ty pod sąd Twój pociągniesz wszystkie myśli moje, a te myśli dziś snują się w pamięci mojéj, jak rój ciemnych, obrzydliwych owadów. Zazdrość, nieczystość, nienawiść, duma, wylęgly się w sercu mojém, splamiły myśli moje, że do Ciebie już się podnieść nie umiały. O Panie! Czém ci się wypłacę za te długi myśli moich? Nic innego