Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
395

nie błogiego wzruszenia; a jeżli jest w smutku, cierpieniu, opuszczeniu, aby promień pociechy nie wkradł się w głąb duszy znękanéj! Bo Marya jest Matką; a to jedno wspomnienie, to jedno słowo „Matka“ nigdy bez oddźwięku nie odbije się o serce nasze! To jedno słowo obudza w pamięci te drogie wspomnienia dziecięcych, niewinnych lat życia naszego, i pomimowolnie wyznajemy z westchnieniem bolesném: O, między tém „niegdyś“ a „teraz“, jak wielka zachodzi różnica! Jaka okropna przepaść rozdwoiła życie moje! O jak jasno, błogo i swobodnie rozpoczęło się to życie pod opieką Maryi! jak ciemno, bolesno, i namiętnie się rozwinęło! jak groźno w przyszłości się rozkształca! Odkąd wzgardziłem opieką Maryi zostałem dzieckiem bez Matki. Oby tylko takie rozrzewnienie chwilowe nie było przelotną błyskawicą! oby było początkiem miłości Jezusa i Maryi! téj miłości, która jedna tylko może nas pocieszyć, uspokoić i zbawić. Czyż myśląc o Maryi, nie obudzi się w sercach naszych tęsknota do Niéj? A ta tęsknota rozpromieni zaledwie już tlejącą w sercu iskierkę - dawnéj ku Niéj miłości; a ta miłość wskaże nam drogę do Niéj; a ta miłość dziecko Matce powróci. — Ta miłość poprowadzi nas pod krzyż; tam zba-