Strona:Krwawe drogi.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyni żrałej a złotej — myślał sobie. Chyba ino, co go ten anioł stróż w tem piekle bronił...
— A tyś ta cyj, chłopiec? — zawołał głośno.
Dzieciak aż przysiadł ze strachu i jabłko wypadło mu znowu. Chłopiec spojrzał na żołnierza, wybałuszył niebieskie oczy, usta ściągnął w podkowę — i beknął.
Żołnierz odstawił karabin, wziął chłopca na ręce i jął go uciszać, a łzy coraz obficiej padały mu na potargane wąsy.