Przejdź do zawartości

Strona:Krwawe drogi.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trupy bezwładnie rozrzucone po polach i uliczkach, rozpłynął się hymn wspaniały, uroczysty, wzniosły, niby tum gotycki[1].
Wódz stanął, wyprostował się i, salutując, słuchał aż do końca pieśni ogromnej, w której lud żołnierski sławił swego Boga mocy.
A gdy echo twarde słowa podniosłego śpiewu po raz ostatni rozbiło o ścianę podmiejskiego lasu, wódz wyjął szablę i, błysnąwszy nią w powietrzu niby rózgą ognistą, zawołał, wskazując ostrzem kierunek:
Naprzód!
Skoczył z miejsca samojazd, a za nim rozżarzoną lawą runęły wojska.



  1. Przypis własny Wikiźródeł kopuła kościelna