popi przerobili na ruską. Ktoś ze wsi jednak zniszczył ją i postawił znowu polski krzyż. Wtedy zjechał prystaw z kozakami i rozpoczęło się męczeństwo za wiarę, jak u pierwszych chrześcian. Ludzi bito, więziono, a pięciu ze wszystkiem gdzieś zginęło. Kobiety pokazywały na plecach krwawe pręgi od nahajów.
Tymczasem żołnierz krzyż zmajstrował. Gdy już ramiona trzymały się mocno, położył go na ziemi, uklęknął, ucałował, poczem z nabożeństwem wstawił do kapliczki. Teraz wystąpił kapelan wojskowy w habicie bernardyna, w burce kozackiej i strzeleckiej czapce.
Cisza zapanowała śmiertelna. Wiatr jeno szamotał się, huczał i wściekał, jak prawosławny czort. Ksiądz pokropił kapliczkę dokoła, odmawiając modły, poczem, robiąc znak krzyża w powietrzu, zaczął:
— W imię Ojca i Syna i Ducha...
Lecz zaledwie wymówił przeżegnanie jęk żałośliwy i radosny stłumił jego słowa. Głośne westchnienia i szlochania zerwały się z ciżby chłopskiej i żołnierskiej, zlewając się w dziwny chór, w którym żalił się człowiek, płakała ziemia, a wicher rzucał się jak opętaniec. Kapelan przez długą chwilę nie mógł mówić i stał pod kapliczką wzruszony tak, iż łzy ciurkiem ciekły mu po twarzy wyschniętej...
Potem zaczął: Ludzie chrześcijańscy, ludzie polscy... A że zmrok się już zaczął spuszczać
Strona:Krwawe drogi.djvu/057
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.