Strona:Krwawe drogi.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
POMSTY!

Na piaszczystej drodze, wijącej się pośród kęp sosnowych, stał ogromny, długi na wiorsty, tabor chłopskich furmanek. Na wozach siedziały wymizerowane, pożółkłe kobiety, a przy nich kwiliły zapłakane dzieci. Wogóle fury miały wygląd jakiś niesamowity. Obok dzieci sapały tu od upału świnie, a cielęta gramoliły się na stertach worków, ubrań i bielizny. Obok wozów latały psy, ujadając i wyjąc i z wyciem podbiegały do swych gospodarzy, skomląc o jedzenie. Ale ponurzy chłopi nie mieli co dać jeść własnym dzieciom.... więc ten i ów zaciął batem psa, który z piskiem żałosnym zwijał ogon i uciekał w pole.
Lecz pole jeszcze okropniejszy przedstawiało widok. Zboże potratowane, albo byle jak pozżynane, leżało na ziemi. Zmierzwiona słoma pokosami całymi leżała, dokąd oko sięgało. Tu i owdzie czerniały na złocistej powierzchni ciemne łaty tam, gdzie ogień chwycił sprzęt i naokoło wypalił. Najżałośniej wyglądały ziemniaki, potłuczone, powbijane w ziemię. Zda się olbrzym jakiś wściekł się i potwornemi stopami szedł po polach, gniótł, targał, wgniatał w ziemię jej płody. Dzika