Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piętnastoletnim wyrostkiem. Jednej niedzieli zaproszeni zostali rodzice na obiad w sąsiedztwo, więc całym domem naszym dwoma ekwipażami pojechaliśmy z wielką uciechą, bo tam po obiedzie miały się odbywać tańce. My obadwa wystrojeni byliśmy w studenckie nowe fraki, które podówczas uczniowie w święta i na wystąpienia galowe nosili. Może w pół godziny, kiedyśmy na miejsce przybyli, przybiega posłaniec na zziajanym koniu z wiadomością, która przeraziła wszystkich, a rodziców moich, szczególniej zaś matkę dotknęła bolesnym ciosem. Miecznik nagłe zakończył życie. Ojciec bez straty czasu, kazał zaprzęgać i pojechaliśmy wszyscy; w parę godzin stanęliśmy na miejscu. Gdyśmy zajeżdżali, pamiętam, kamienica zajmowana przez dziadków była już oblężona przez tłum odwiedzających nieboszczyka, szczególniej ubóstwo cisnęło się, by oglądać swego dobrodzieja i najstarszego obywatela miasta, chorągiew żałobna powiewała już przed domem jako godło śmierci. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie na mnie wywarła ta miłego oblicza spokojna postać dziadka mego, leżącego na katafalku wpośród palącego się licznego światła. Śmierć jego była niespodziana, w wigilię dnia (była to sobota) czuł się najzdrowszym, jak w tym wieku być można, kręcił się jak najgorliwiej po wszystkich kątach w domu i podwórzu a nad wieczorem posłał po golibrodę, aby go ogolił. »Co ty Stasiu robisz, przecież się zawsze golisz w niedzielę rano — odezwie się babka«. »A to widzisz moja Imość nie chcę, aby mnie po śmierci skrobano« — i rozśmiał się. — Po ogoleniu się, ukląkł do pacierza i modlił się dłużej,