Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko to nas w podziw wprawiało, lecz przybywszy do hotelu po posiłku zmęczeni podróżą zasnęliśmy szybko nie obudziwszy się aż rano nazajutrz i zaraz pobiegliśmy do oka, by popatrzeć na ulicę. Pamiętam, żeśmy tego dnia wieczorem byli w teatrze, z początku bawiło mnie to, lecz w końcu zasnąłem i obudziłem się już na miejscu w hotelu rozebrany do spania.
Pobyt w Warszawie dosyć nam się podobał, bo i cukiernie często odwiedzaliśmy i nie myśleliśmy o tem, kiedy się ten błogi czas skończy. Na trzeci dzień zaprowadzili nas rodzice do tych państwa, u których mieliśmy być umieszczeni na stancyi. Byli to państwo Pilatti, rodzice malarza Henryka; że to była tylko pierwsza wizyta, więc z dobrą fantazyą i w humorach niezłych wróciliśmy do hotelu; ale w parę dni rodzice nas znów biorą na tę wizytę i dostrzegliśmy płacz matki, z którym się kryła przed nami, coś nas tknęło, aleśmy jeszcze poszli z dobremi minami, aż przy pożegnaniu rodzice odzywają się do nas: »zostańcie tu a my do was niedługo przyjedziemy« i wyszli. My posmutnieliśmy jakoś, ale wyczekujemy jeszcze ich powrotu, lecz gdy się ściemniło i po kolacyi kazano nam się położyć spać, przez całą noc nieutuleni w płaczu, doczekaliśmy się dnia, a ubrawszy, wymknęli się na ulicę i podążyli do hotelu. Tam już jednak było pusto w numerach przez nas zajmowanych, rodzice jeszcze wieczorem dnia poprzedniego wyjechali. Zdesperowani, kręcąc się po ulicach nie mogliśmy z powrotem trafić, bierzemy więc doróżkę i każemy się wieźć na Dziką ulicę, lecz widzimy uśmiechniętą twarz doróżkarza,