Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na stronę tak szczęśliwie, że nie zrządził smutniejszego następstwa, tylko jakiś drobny odłamek dostał się biednemu Piotrusiowi.
Nareszcie zbliżył się termin naszego wyjazdu do szkół; w wigilię wyprawy zawezwani zostaliśmy w niezwykłej porze przed oblicza naszych rodziców; domyślaliśmy się, że nas czeka jakaś niespodzianka. Ustawiwszy się przeto w zwykłym ordynku przy drzwiach, oczekiwaliśmy przybycia rodziców; po niedługim czasie wszedł ojciec i matka z posępnemi twarzami, z których nie wróżyliśmy sobie nic pomyślnego. Po ucałowaniu obojga z największem uszanowaniem, ojciec odezwał się do nas:
— Wiecie zapewne, że jutro bardzo rano odjedziecie do szkół, jest to pierwszy krok w waszem życiu, gdzie po za domem uczyć się będziecie, obowiązkiem przeto waszym jest, abyście się starali pilnością i dobrem sprawowaniem się nagrodzić rodzicom waszym ich opiekę nad wami i żeby niedaremnymi były koszta, które na was łożyć będę. Spodziewam się — dodał — że postępowaniem waszem nie będziecie nas martwić.
— A szczególniej pan Wincenty, który już nieraz spłatał figla — odezwała się matka i pogroziła mi palcem na nosie.
— Wszystko już do podróży waszej przygotowane — mówił dalej ojciec — i żebyście pamiętali wasz pierwszy odjazd z domu rodziców, oto macie.
I wsunął każdemu z nas coś owiniętego w papierek.