Strona:Krach na giełdzie.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gwałtownie do 1500, do 1200, do 900 wreszcie. Nie było już kupujących, na opustoszałym pobojowisku trupy tylko pozostały. Ponad rojącym się mrowiskiem czarnych tużurków, trzej taksatorzy sprawiali wrażenie pisarzy wojskowych, którzy po walnej bitwie sporządzają listę poległych. Wobec poczucia klęski, jakie przenikało całą salę, wszelki ruch ustał, wrzawa zamarła skutkiem osłupienia, jakby po wielkiej katastrofie. Gdy po uderzeniu dzwonka, zwiastującego zamknięcie czynności, ogłoszono ostatni kurs 830, przerażająca cisza zapanowała wokoło. Ulewny deszcz bił nieustannie o szyby, przez które przedzierało się zamglone światło; skutkiem wody ściekającej z parasoli i rozdeptywanej przez tłum, sala zamieniła się w grząski grunt nieporządnie utrzymanej stajni, w brudne gnojowisko, po którym walały się wszelkiego rodzaju papiery. W koszu tymczasem jaśniała pstrokacizna zielonych, czerwonych i niebieskich kartek, które rzucano pełnymi garściami w takiej masie, że olbrzymia czara była nimi przepełniona.”[1]

Zaczęło się masowe wycofywanie wkładów. „Union Générale” i wiele innych banków nie wytrzymało nalotu desperatów i zbankrutowało. Rozpoczęły się także bankructwa towarzystw przemysłowych. „Upadek Banku Powszechnego — pisze Zola w swej powieści Pieniądz — był jednym z tych straszliwych wstrząśnień, ofiarą którego pada miasto całe. Żadna instytucja nie wyszła bez szwanku; inne towarzystwa także chwiać się poczynały, co dzień ogłaszano inne jakieś bankructwa. Co dzień to nowe banki z trzaskiem padały w gruzy, podobne murom pozostałym na pogorzelisku. Wszyscy oniemieli z przerażenia, przysłuchiwali się łoskotowi upadających gmachów, zadając sobie pytanie, kiedy nadejdzie kres klęsk tylu... Ileż to tajemniczych a grozą przejmujących dramatów mieściło się w historii ruiny całego tłumu drobnych akcjonariuszów: emerytów, którzy w jednych walorach ulokowali całe swoje mienie, stróżów, którzy długoletnią pracą zebrali niewielką sumkę, starych panien, które spędzały życie w towarzystwie ulubionych psów lub kotów, wiejskich gospodarzy lub plebanów, których jednostajne życie czyniło prawie maniakami. Budżet wszystkich tych istot obliczających ściśle, ile wydać mogą na chleb, a ile na mleko — jest tak dokładnym i ograniczonym, że różnica kilku soldów

  1. E. Zola, Pieniądz, Warszawa 1891, s. 590—591.