Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żał już na ziemi, okładany przez żołnierza płazem szpady.
— Zabij go! zabij go! — wołał tłum rozszalały.
Otoczono żołnierza, który przycisnąwszy się do kąta, długim swym mieczem wywijał jak laseczką, raniąc w około cisnących się ku niemu. Na widok strumieni krwi, tłum w nieładzie, depcząc po rannych, z większą jeszcze zaciekłością cisnął się ku obrońcy księcia. Wtem zagrały fanfary.
— Poseł, poseł królewski przybywa, — wołano.
Gdy oddział konnicy wpadł w środek zbiegowiska, tłum rozbiegł się w różne strony, a dzielny obrońca na rękach wyniósł prawie że omdlałego księcia. Poseł królewski nie zatrzymując się ani chwili, skierował się ku salom zebrania kupieckiego, gdzie zabawa i uczta dobiegła zenitu. Nagłe, na odgłos fanfary, muzyka grać grzestała, tańce przerwano. Poseł rzekł uroczyście:
— Nasz pan i władca życie zakończył!
Westchnienie wybiegło ze wszystkich piersi, zapanowała głęboka cisza, poczem zebrani padli ma kolana, wyciągając ręce.
— Niech żyje król! — wołano.
Z niemałym zdziwieniem spodlądając, to na księżniczki, to na Hartforda i magnatów klęczących w około niego, Tom, nie wierzył swym oczom. On jeden tylko siedział, jego tylko nazywano królem. Nagle Tom przypomniawszy coś sobie, nachylił się do ucha Hartforda, mówiąc:
— Czy, jeżeli cokolwiek rozkażę, będzie natychmiast wykonanem!
— Naturalnie — odrzekł Hartford — nikt się sprzeciwić nie ośmieli. Tyś dla nas królem, a słowo twoje jest dla nas prawem!
Tom przemówił silnie i doniośle:
— Niechajże od tej chwili królewskie słowo będzie dobre i łaskawe. Hartfordzie, powstań,