Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak nieme głazy, jak zimne posągi
Stali i z trwogą patrzyli po sobie.
Co zobaczywszy, zgromiłem ich ostro
I zapytałem majora, co znaczy
To uporczywe milczenie? Ten odrzekł:
Że to jest rzeczą niezwykłą dla ludu,
Aby doń mówił kto inny jak syndyk;
Więc go znagliłem powtórzyć me słowa,
Co i uczynił dodając przy każdem:
»Tak mówi książę, a tak podaje.«
Ale od siebie nie rzekł nic takiego,
Coby poparło rzecz. Gdy skończył mówić,
Niektórzy z moich własnych zwolenników,
Na drugim końcu sali, wpakowali
Czapki na głowę; z jakie dziesięć głosów
Dało śię słyszeć: »Niech żyje król Ryszard«,
Więc podchwytując to, krzyknąłem: »Dzięki,
Cni przyjaciele i obywatele!
Ten jednozgodny i radosny okrzyk
Świadczy zarówno o mądrości waszej,
Jak i o miłości waszej dla Ryszarda.« ---
Na tem uciąłem krótko i wyszedłem.
Gloster. Zakute głąby! nie chcieli nic mówić?
Więc major z swoją gawiedzią nie przyjdzie?
Buckingham. Major nadejdzie, milordzie, za chwilę.
Udaj, jakobyś był zakłopotanym;
Każ się usilnie prosić, nim ich przyjmiesz;
I pomnij w ręku mieć książkę nabożną,
A obok siebie dwóch ojców duchownych;
Bo mi to poda tekst do patetycznej
Prozopopeji. Tylko się droż, panie,
Nim próbie naszej uczynisz zadosyć;
Uczyń jak dziewka, mów »nie«, a bierz jednak.
Gloster. Dobrze; odchodzę. Jeśli ty, milordzie,
Będziesz tak dobrze przemawiał za nimi,
Jak ja potrafię mówić »nie«, za siebie,
To rzecz niechybnie załatwim po myśli.