Przejdź do zawartości

Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niż niejednemu z ich oskarzycieli
Kapelusz. Ale idźmy już, milordzie.
Wchodzi Podherold.
Hastings. Idźcie, panowie, naprzód; muszę pierwej
Pomówić jeszcze nieco z tym człowiekiem.
Wychodzą: Stanley i Ketsby.
Jakże się waści powodzi?
Podherold. Tem lepiej,
Kiedy się milord raczy o to pytać.
Hastings. Mnie się powodzi teraz lepiej, bracie,
Niż ongi, kiedyś to do mnie przyszedł;
Wtedy do Towru szedłem jako więzień,
Dzięki staraniom stronnictwa królowej;
Dziś zaś, (zachowaj to proszę, przy sobie),
Dziś przeciwnicy moi są traceni,
A moja sprawa lepszą jest niż kiedy.
Podherold. Daj Boże, aby z niej Wasza Cześć była
Zadowoloną zawsze!
Ksiądz. Bóg ci zapłać!
Na, masz tu; napij się za moje zdrowie.
Rzuca mu sakiewkę.
Podherold. Kornie dziękuję Waszej Wielmożności.
Wychodzi.
Wchodzi Ksiądz.
Ksiądz. Milordzie, cieszę się, że mam sposobność
Widzenia Waszej Cześci w dobrem zdrowiu.
Hastinigs. Z serca dziękujęć, kochany sir Dżonie.
Jestem ci jeszcze, zdaje mi się, dłużny
Za twą ostatnią duchowną posługę:
Przyjdź w tę niedzielę, to się porachujem.
Wchodzi Buckingham.
Buckingham. Z księżmi rozmawiasz, panie szambelanie?
Ksiądz jest potrzebny twoim przyjaciołom,
Co w Pomfret siedzą, ale Wasza Miłość
Ma co innego przed sobą jak spowiedź.
Hastings. W istocie, to też zaledwie spotkałem