Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Buckingham. W porę przybywa nasz szlachetny książę.
Wchodzi Gloster.
Gloster. Miłościwemu państwu me pokłony!
I wam, szlachetni parowie, dzień dobry!
Król Edward. Dobry, zaprawdę, bośmy w nim do skutku
Przywiedli, bracie, chrześcijańskie dzieło,
Zmieniając wojnę w mir, nienawiść w miłość,
Pomiędzy tymi wrzącymi niedawno,
Zagniewanymi na siebie lordami.
Gloster. Błogosławiony to trud, cny mój władco.
Jeśli ktokolwiek w tem dostojnem gronie
Ma mnie za wroga, jeślim nieświadomie
Lub w chwili gniewu zrobił coś takiego,
Co mogło zranić kogoś z tu obecnych,
To pragnę w godny, przyjacielski sposób
Z nim się pojednać. Żyć w zatargach, dla mnie
Równa się śmierci; nienawidzę tego,
I dbam o miłość wszystkich dobrych ludzi. —
Ciebie nasamprzód, miłościwa pani,
Błagam o szczery pokój, który zyskać
Staraniem będzie mojej wiernej służby;
Ciebie, szlachetny bracie, Buckinghamie,
Jeżeli kiedy istniał jaki rozdział
Pomiędzy nami — ciebie, lordzie Rivers —
Markizie Dorset i lordzie Grey, coście
Krzywo patrzyli na mnie, nie wiem za co;
I was, książęta, hrabiowie, lordowie,
Wszystkich was. Nic wiem, czy żyje gdzie Anglik,
Z którymby umysł mój był w rozdwojeniu
Bardziej, niż dziecko zrodzone tej nocy.
Dziękuję Bogu, że mi dał pokorę.
Królowa Elżbieta. Dzień ten świątecznym odtąd będzie dla nas
Daj Boże, aby na tem się skończyły
Wszelkie niesnaski! — Miłościwy panie,
Racz z pełna dzień ten uświęcić i powróć
Naszemu bratu Klarensowi łaskę.