Przejdź do zawartości

Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wróćmy do naszej sprawy, rzeki Gaudissart.
— Jesteśmy przy niej, odparł warjat. Moje wino jest kapitalne, kapitalne ma tę samą etymologję co kapitał, otóż pan właśnie mówisz o kapitale... hę? caput, głowa, czoło: to wino, to czoło Vouvray, wszystko się wiąże z sobą...
— Tak więc, podjął Gaudissart, albo pan zrealizował swoje kapitały intelektualne...
— Zrealizowałem. Chce pan tedy wziąć moje dwie beczułki? dałbym panu dogodne spłaty.
— Nie, ja mówię, rzekł Gaudissart, o Ubezpieczeniu kapitałów intelektualnych i premji na życie. Wracam do mego wywodu.
Warjat uspokoił się, wrócił do poprzedniej pozy i spojrzał na Gaudissarta.
— Powiadam, drogi panie, że, jeżeli się panu zdarzy umrzeć, kapitał będzie wypłacony rodzinie bez trudności.
— Bez trudności.
— Byle nie zachodził wypadek samobójstwa...
— Nie, panie. Wiadomo panu, że samobójstwo jest aktem zawsze łatwym do stwierdzenia.
— Kwestja sporna.
— We Francji, rzekł warjat. Ale...
— Ale zagranicą, podjął Gaudissart. A więc, proszę pana, aby skończyć z tym punktem, powiem panu, że zwyczajna śmierć za granicą oraz śmierć na polu bitwy znajdują się poza...