miałem fraka, tom tak poszedł jak Adam... Słowo daje. Furorę zrobiłem, bo musisz wiedzieć, że jestem tak zbudowany ładnie jak kobieta.
— E!
— Słowo uczciwości... Cały bal za mną biegał.
— Wystawiałeś w Salonie?
— W Salonie? Ktoby tam wystawiał! Same knoty. Francuzy mydłkowate... Byłem z obrazem i na pysk mnie wylali. Małpy berberyjskie. Śliczny obraz! Stoi uważasz, koło płotu dziewczyna całkiem zezowata; trzyma w ręku kawkę. Obraz nazywa się „Nieśmiertelność“.
— Bardzo słusznie się tak nazywa. I nie przyjęli?
— Powiadam ci, że mnie na pysk wylali. Pytają się mnie, co to jest ta dziewczyna? — Życie, powiadam. — A ta kawka? — Powiadam, że dusza. Życie schwytało duszę i więzi ją. A ją woła nieśmiertelność. No, czy nie mam racji?
— I życie było zezowate?
— Naturalnie, bo powiedz sam, czy tak nie jest. Więc kto jest idjota, ja czy oni?
— Ich nie znam...
— A no właśnie. No i tak... A ty tu długo myślisz leżeć?
— Do śmierci.
— To z jakie trzy dni w każdym razie?
— Może trzy, może mniej.
— To ci pieniądze żadne nie potrzebne?
— Żadne. Chciałeś mi co dać?
— To nie, ale może ty co masz?
— Mam w banku angielskim, dam ci czek...
Przyjaciel posmutniał.
— Jeszczem na ciebie tylko liczył. Myślałem: umiera, więc mu już niczego nie trzeba. No i czy życie nie jest zezowate?
— Owszem, przyjacielu. Nawet z egipskiem zapaleniem oczu. Owszem. Ale słuchaj no, ty. Sytuacja nie jest bez wyjścia.
— Wolałbym wyjście bez sytuacji.