która ma jedyną sukienkę i jedyną cnotę. Laura Petrarki przed urodzeniem trzynaściorga dzieci, Beatriks, zwiedzająca raj nietyle z Dantem, ile z oficerem od dragonów.
Nie śmiała podnieść oczu i stała płacząca, cudna i przepiękna, że gdyby ją ujrzał w tej chwili anioł boży, ukląkłby przed nią, jak przed świętą.
Cicho, tak, że ledwie ją mąż usłyszał, wyszeptała:
— Jestem... Czego chcesz ode mnie?
Stary mąż podniósł w górę obie ręce, które dawały rozpaczliwe znaki, że długo w takiej męczącej pozycji wytrwać nie potrafią.
— Podła!...
Ona pochyliła głowę, jak kwiat przed burzą, która za chwilę ma strzelić na ślepo piorunem.
— Zabij mnie...
— Pooodła!
— Zabij mnie...
Stary mąż szukał na gwałt rozpaczliwego jakiegoś wyrażenia, któreby ją strzaskało i przybiło ku ziemi. I znowu wobec tego krzyczał:
— Podła! Podła!
I zaczął chodzić po pokoju krokiem spłowiałego lwa w menażerji.
Nagle jakby sobie coś przypomniał.
— Gdzie on jest?!
Cisza. Niewiasta skłaniała się coraz bardziej, widocznie miała zmęczone kolana.
— Gdzie on jest?!
— Kto?
— On! Złodziej! Łotr! Bydlę!
— Poszedł.
Stary mąż odskoczył wtył. A ona mówiła najsłodszym szeptem.
— Kazał cię przeprosić, że odchodzi bez pożegnania, lecz byłeś tak podniecony...
Biedak zatoczył się na najbliższy fotel i zaczął łkać strasznie wesoło i piskliwie. Niewiasta spojrzała na niego