Muzułmanie zajęli silne stanowisko na pochyłości wzgórza, mając wodę u jego stóp.
Na szczycie pagórka zbudowano szałas z gałęzi dla proroka, przed nim stał ścigły dromader, na którym wrazie przegranéj, mógł ratować się ucieczką do Medyny.
Przednia straż nieprzyjaciela wpadła do doliny, konając z pragienia, sunęła się do strumyka; gdy wtém jak piorun wpadł na nich z garstką walecznych, Hamza i własną ręką zmiótł głowę jéj przywódzcy. Jeden tylko żołnierz przedniéj straży ocalał, który potém przeszedł na Islamizm.
Nadciągnęła wreszcie główna siła Korejszytów, z powiewającemi znakami, z odgłosem trąb i kotłów. Trzech wojowników wyprzedzając szeregi wyzywało najodważniéjszych muzułmanów do pojedynczego boju. Jednym z nich był Ota, drugi Al-Walid, trzeci Szaiba, brat Oty. Rycerze ci zagrzani byli odezwą Hendy, żony Abu-Safiana. Wszyscy trzéj znamienite w plemieniu swém zajmowali stanowiska.
Trzech rycerzy Medyny wysunęło się na przód, przyjmując wyzwanie; ale Korejszyci zawołali, „Niechcemy was, niech tu przyjdzie trzech renegatów z Mekki, z tymi zmierzymy się, jeśli śmią stanąć“ Hamza, wuj i Ali, krewny Mahometa, oraz Obeida-Ibn-Al-Haret, stanęli w ich miejscu. Po zaciętéj bohaterskiéj walce Hamza i Ali pobili przeciwników i w porę przybyli na pomoc Obeidzie, który odniosłszy kilka ran, slabo odpierał ciosy Oty. Zabiwszy tegoż unieśli towarzysza na barkach, ale ten wkrótce skonał.
Bój wszczął się powszchny. Muzułmanie mniéj liczni zrazu zachowywali się odpornie, rażąc nieprzyjaciół gradem strzał, ilekroć chcieli pragnienie w strumieniu ugasić.
Mahomet klęczał z Abu-Bekerem w szałasie gorąco się modląc. W czasie bitwy wpadł w paroxyzm. Przyszedłszy do przytomności oznajmił, iż Bóg ukazał mu się, przyrzekając zwycięztwo.
Wybiegł więc z chaty, porwał garść pyłu, i cisnął ją w Korejszytów, a wydawszy rozkaz towarzyszom starcia się z nieprzyjacielem, zawołał „Walczcie! nie bójcie się! bramy raju są w cieniu mieczy. Ten kto polegnie walcząc za wiarę, nieochybnie zakosztuje rozkoszy niebiańskich.“ Zwarły się szyki, Abu-Jal pchnął rumaka, gdzie bój wrzał najzaciętszy, gdy wtém raniony bułatem, spadł z siodła na ziemię. Wówczas to przygniotłszy mu pierś no-
Strona:Koran (Buczacki) T. 1.djvu/085
Wygląd
Ta strona została przepisana.