Strona:Kołysanka jodłowa.djvu/59

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Życie — otchłań, obłęd, wir bez dna!
    Na rozprawę wychodź, stary losie!
    I jak echo — triumfalnie i miłośnie —
    W odpowiedzi, w śnieżnej mgle, trąbka gra...

    Przelatuje, bryzgiem świateł tnąc mrok,
    Motor czarny i cichy jak sowa.
    Po komnatach huczy głucho, grzmi miarowo,
    Idącego komandora krok...

    Drzwi naoścież... Z lodowatej mgły
    Jak chrapliwy gong zegara brzmi pytanie:
    — Na wieczerzę zapraszałeś, Don Juanie?
    Oto masz mnie. Jestem gotów. A ty?

    W odpowiedzi — w gardle więźnie głos.
    W odpowiedzi — cisza przeraźliwa.
    Wśród przepychu o rozświcie strach porywa,
    Służba śpi, i wolno blednie noc.

    W czas rozświtu — ziąb i mętny mrok,
    W czas rozświtu — ciągnie w mgłę otchłanną...
    Panno Światła! Gdzieś ty, gdzieżeś, donna Anno?
    Anno! Anno! — Cisza głucha w krąg.

    Tylko zegar grzmi ostatni raz,
    W groźnym, rannym, huczy gong tumanie:
    Na śmiertelne twoje gody Anna wstanie.
    Anna wstanie w śmierci twej czas.