Przejdź do zawartości

Strona:Klementyna Hofmanowa - Pamiątka po dobrej matce.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiek swój nabyła światła i talentów, iż rodzicom samym to jedyne zostawało życzenie, aby ich córka tyle szczęścia w życiu, ile oni cnót, przymiotów i powabów w niej liczyli.
Lecz nikt bez wady być nie może; niedoskonałość jest właściwą cechą ludzkości i takie jest przyrodzenie człowieka, że udoskonalenie wykrywa tylko słabość jego. Największe przymioty noszą najczęściej zaród nieszczęścia i sama nawet cnota nie jest wolną od przywary. Takiemu to losowi, który wszystkim ludziom jest wspólny, takiej to, że tak rzekę, cnotliwej przywarze ulegała Marya; innym nie podpadała, ani znać ich mogła. Serce jej kochające i litości pełne, dusza tkliwa, do uniesień skłonna, zbyt żywa wyobraźnia, dały początek zbytecznej czułości. Ta wada, w lepszym i szczęśliwszym świecie, cnotą nawet staćby się mogła; ale w naszym, lubo niekiedy przyjemna, tysiąca udręczeń staje się przyczyną. Najmniejsza słabość osób drogich, widok nędzy, spostrzeżenie błędów ludzkości, były dla Maryi powodem do rzetelnego zmartwienia. Podobna czułość, niepowściągana od rodziców, bo przymiotem im się być zdawała, smutniejszeby jeszcze mogła pociągnąć skutki, gdyby religia, mocno w jej sercu ugruntowana, nie przyniosła ulgi w jej dolegliwościach, nie pocieszała w żałości, nie zmniejszała cokolwiek niedoli, zlewając balsam pokoju i lepszych nadziei.
Do piętnastu lat Marya była szczęśliwą: bo chociaż nieraz łzę uroniła, chociaż często doznawała przykrych zmartwień, sama ich była przyczyną, tam znajdując troski, gdzie ktoś inny, mniej czuły ale rozsądniejszy, żadnegoby powodu do zgryzoty nie widział. W szesna-