Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kochany panie Michale — rzekł, — nie po to przyszedłem, żeby ci komplimenta mówić, ani nie po to żeby je od ciebie słyszeć; rzecz jest ważna: przyszedłem cię ostrzedz
— Ostrzedz?... przed czem? jakim sposobem? cóż znowu! Siadaj-no, kochany Adasiu, może czarnej kawy... cygarko?
— Dobra czarna kawa, dobre cygarko, ale przedewszystkiem interes. Czy wiesz że Marysin wystawiony jest na licytacyę?
— Owszem, wiem że wystawiony nie jest... wszakżeż na ostatniej konferencyi, jakąśmy w tym przedmiocie odbyli, powiedziałem wyraźnie, że przez kwartał czekam, a później będę nieubłagany. Widzisz bo, kochany panie Adamie, w rzeczy samej jemu trudno jest... Zeszłego roku było mu bardzo mokro i zimno, w tym roku okropnie sucho... i gorąco... myślę więc, że takiego biedaka nie wypada egzekwować.
— Pan tak myślisz? — rzekł ironicznie adwokat.
— Naturalnie że tak. Nie jestem ludożercą, żebym miał człowieka odrazu schrupać, jak kurczaka. Trzeba mieć wyrozumienie. Zresztą powiedziałem mu już raz, w zaufaniu: pal cię licho, kochany szlachcicu, z procentem, zrzekam się... zwróć mi tylko kapitał i niech cię Bóg ma w swojej opiece! Przecież to humanitarne postąpienie.
— Nawet wzniosłe... szkoda tylko, że Towarzystwo kredytowe zapatruje się na tego rodzaju kwestye zupełnie inaczoj.
— O! proszę, i cóż ono robi?