Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wymagań hygieny szkolnej. Nie chwaląc się, ale takiego budynku szkolnego jak ten, nie znajdzie pan w żadnem z naszych miasteczek. Właśnie przed godziną powróciłem od burmistrza, u któregom złożył deklaracye co do darowizny.
— Piękna ofiara, wspaniała ofiara — rzekł regent — ale kosztowna!
— Nie mam dla kogo zbierać pieniędzy, a do grobu ich z sohą nie wezmę. Niejedno byłbym zrobił dla miasta, ale wyjazd mi przeszkadza.
— Więc to nieodwołalne...
— Jutro raniutko już mnie tu nie będzie, konie zamówione na poczcie...
— W takim razie nic mi nie pozostaje, jak życzyć panu dobrodziejowi szczęśliwej podróży i pożegnać go... Rozumiem dobrze, że przed wyjazdem niebardzo pan ma czas... Zapewne to i owo i dziesiąte jest jeszcze do zrobienia, a więc szczęśliwej drogi i rychłego powrotu... Zapisałeś się pan pięknie w pamięci miasta, taki hojny dar! taki dar!...
— Mała rzecz...
— A nie panie dobrodzieju, nie, to duża rzecz, o tem w gazetach pisać będą...

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

No, Maniu — mówił regent w pół godziny później do żony — możesz sobie powinszować, że masz męża pełnego energii... Żałuj, że nie widziałaś i nie słyszałaś jak ja go przypierałem do muru — było co widzieć!!
— Groziłeś?