Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na go widzieć z ulicy, zwłaszcza wieczorem, jak siedzi pochylony nad książką, lub gazetą, jak czyta albo pisze.
W ogóle nie ukrywa się, kto chce może podpatrywać go dowoli. Zdaje się więc, że wódki potajemnie nie pędzi, że fałszywej monety nie wyrabia. Zdradził by go przecież jakiś dym, odór, stuk, a ludzie nie napróżno mają nosy, uszy i oczy.
Wojciechowa, choć różnie o tem mówiono, jest jak się zdaje autentyczną starą babą, a przynajmniej niema dowodu, żeby była nieautentyczną. Jej małomówność, unikanie ludzi, mrukliwość, są wprawdzie mocno podejrzane; ale przygarbiona postać, ręce duże, zapracowane, wyschłe, oczy jakby zamglone, głos rozbity, dowodzą, że albo Wojciechowa jest starą babą na prawdę, albo też, że sztuka fałszowania doszła do ostatnich granic doskonałości i dalej już ani na krok nie postąpi.
Damy orzekły, że dziewczyna egzaltowana mogłaby się zdobyć na taki heroizm i przybrać na siebie maskę starej i brzydkiej kobiety. Jest to nieprawdopodobne, ale ostatecznie możliwe; — ale żeby wytrzymać w takiem przebraniu przez cały rok, żeby podejmować roboty, od których ręce naprawdę grubieją i zupełnie tracą delikatność, to już niepodobne do wiary. Można się wyrzec wdzięków na parę godzin, na dwa dni, wreszcie dla niezmiernie ukochanego człowieka na tydzień, ale na rok, na cały rok, nie, to już nad siły ludzkie!...
Bądź co bądź, niewiadomo kto jest Dezydery, a raczej wiadomo bardzo niewiele. Zaraz po przybyciu i kupnie domu, złożył swoją legitymacyę w magistracie, do własnych rąk pana burmistrza. Pokazało się z niej tyle