Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jest pfe!
— Tłomacz się jaśniej.
— Co się mam tłómaczyć? Jak człowiek dostanie, niech Bóg broni, słabość, to krzyczy, że go boli. Jak boli, jakim sposobem, to wszystko jedno, dość że boli. Ja nie potrzebuję dużo powiadać, ani mało nie potrzebuję powiadać, dość, że mam cierpienie, a przez to, że mam cierpienie, chcę otrząsnąć błoto z moich butów i iść tam gdzie dobrze.
— Aha, emigrować chcesz?
— Dla czego zaraz emigrować? Ja chcę tylko jechać, chcę jechać do takiego kraju, gdzie mi będzie dobrze, gdzie nie jest żadna Magda, co może człowiekowi paskudne słowo powiedzieć; gdzie nie są takie ordynaryjne chamy, takie chłopy, takie niedźwiedzie, co wypiją wódki za dziesiątkę, a zrobią przekleństwa za rubla; gdzie nie są takie panowie, co „jak bieda to do żyda, a po biedzie idź do dyabła żydzie“ — ja chcę iść do takiego kraju, do takiego miasta, co jest w nim ruch, handel, dobrych interesów, zarobków, gdzie jest tyle banków, co tutaj szynków; a tyle szynków ile tutaj tych much, co około obory latają. Ja chcę iść sobie do takiego kraju, co w nim same murowane chałupy, same bogate chłopy i taka porządna szlachta, jak najpierwsze hrabiowie.
— Gdzież masz taki kraj?
— Już ja wiem; ja słyszałem od ludzi. Tam jest wcale inny porządek, inna procedura. Tam są ludzie kolorowe, wszystkie jak malowane. Szlachcic jest na gębie ani czarny, ani biały, tylko taki sobie jak tutejszy cy-