Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie miał ani chwili czasu. Ciągle ktoś był, amatorowie kupna folwarku w dobrej glebie wciąż się zgłaszali.
Jednym z pierwszych był pan Pinkus Leichtenluft, bardzo wspaniały obywatel, ubrany po europejsku, z ogromnym złotym łańcuchem od zegarka i z pierścieniami na wszystkich prawie palcach.
Ten wprost do rzeczy przystąpił.
— Ja panu dobrodziejowi co powiem, że wcale nie będę pola oglądał, dlatego że choćbym nawet oglądał, to byłoby to samo cobym i nie oglądał, bo ja nie jestem na taki interes znawca. Nie mogę się pochwalić.
— W takim razie na cóż panu folwark?
— Mnie? co mnie po folwarku, Bogu dzięki nie jestem ani szlachcic, ani kura, żebym miał w ziemi grzebać. Ja tylko przyjechałem obejrzeć, jaki to jest dom, jaki ogród, jakie letnie wygody.
— Więc chciałby pan tu zamieszkać?
— I to nie. Ja mam dwa mieszkania, zimowe ua Dzikiej ulicy, bardzo ładne, i letnie w Sielcach, za Belwederską rogatką, też eleganckie. Ja mam dużo interesów, to nie mogę szukać świeżego powietrza o pięć mil drogi za Warszawą, kiedy je znaleźć można za rogatką. Czas to jest bardzo kosztowny towar dla nas, handlujących.
— Więc właściwie cóż pana tu sprowadziło?
— Ja panu chcę nastręczyć kupca, potrzebuję tylko wiedzieć jaka cena i jaki procent faktornego pan da? Hypotekę ja obejrzę w Warszawie.
— Wyraźnie napisałem w ogłoszeniu, że pośrednictwo jest wyłączone.