Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I nie da się pan przekonać?
— Powiedziałem już w ostatniej instancyi i słowa nie cofnę... Zresztą masz pana Józefa, proś go, wszakże to twój kuzyn, a w bliższej przyszłości i pani Lucyny kuzyn... proś go...
Pan Józef nie odmówił i na drugi dzień, pojechał z Witoldem do Maciejowa, gdzie ich, jak było do przewidzenia, z otwartemi rękami przyjęto.
W kilka tygodni później jednocześnie odbywały się dwa wesela, i dwie młode pary rozpoczęły nowe życie. Symplicyusz był także na weselu, wystrojony w piękny frak granatowy odwiecznego kroju; — humoru wszakże nie miał, a nawet stare wino nie działało na niego. Osowiały był i przygnębiony, a potem gdy już się zabawy skończyły, wyjechał w świat i nie pokazał się aż za rok.
W Maciejowie pan Karol z młodziutką żoną osiadł, a Witold, za fundusz który posiadał i za posag swej żony, kupił od państwa Józefów Czarnę i tam zamieszkał. Rodzice panny Michaliny nabyli obok Maciejowa niewielki folwarczek i tam się przenieśli. Życie upływało cicho i spokojnie, w pracy uczciwej i pożytecznej.