Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sztą nie przechodziłem obojętnie, przyznaję, ale też za naszych czasów były kobiety, o jakich wy dziś wyobrażenia mieć nie możecie.
— Same anioły zapewne?
— Jakbyś wiedział. Nie widzieliście i nie zobaczycie i nie macie pojęcia o kobietach z tamtych czasów — ale to inna kwestya, mówmy o rzeczy. Nie wątpisz, panie Witoldzie, że jestem ci życzliwy i mam dla ciebie niekłamaną sympatyę...
— Cenię ją też wysoko.
— Chciałbym, żeby tak było, wtedy usłuchałbyś życzliwej rady i zastosował się do tych wskazówek, których ci szczerem sercem udzielić pragnę.
— O cóż idzie?
— Niby nie wiesz, mój młody przyjacielu, idzie o bardzo prostą rzecz. Musimy się tu jakoś zainstalować, fortunę kupić, no — i ożenić się. Ja mam wszystko uplanowane, upatrzone, prawie że gotowe, trzeba tylko nieco dobrej woli z twej strony.
— Bardzo dobrze. Zatem instalujmy się, kupujmy fortunę i żeńmy się, ale po starszemu, pan dobrodziej pierwej.
— Źle masz w głowie, czy co?... Także koncept!