Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ha, teraz, proszę wielmożnej pani, to się stała chwestya...
— Jaka kwestya znowuż?
— Całkiem nieporządna chwestya, bo gajowy dał znać, jako w lesie kradzieztwo było... Ktoś sosnę przewrócił koło Lisowej dróżki i połowę wywiózł, a drugą połowę ostawił... Nawet jest pomiarkowanie, że to niczyja sprawka, jeno musi Jantek taką psotę uczynił... i pewnie, że nie kto inszy, bo on pierwszy mechanik do każdego kradzieztwa...
— No, ależ powiedzcie mi raz, gdzie pan Karol?...
— Toć mówię wielmożnej pani, że właśnie według tej chwestyi. Zara sobie kazał konia przyprowadzić i kopnął się do lasu. Taka chwestya to musi się zrobić zaraz, póki jeszcze ślad, a jak pan jednego dobrze przepłoszy — to i drudzy nie będą leźli, gdzie nie potrzeba.
— Więc pan Karol jest teraz w lesie?
— Właśnie, że w lesie, proszę wielmożnej pani... Przódy jak trafiła się taka chwestya, to starszy pan jeździł bywało, a teraz oto, jak na pana nieszczęście, że zaniemógł...