Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lu, to mój przyjaciel najlepszy, tyle lat się znamy, tyle lat... mój Boże!... a taka przyjaźń, to, powiadam ci, jak wino... im starsza, tem mocniejsza.
Jeszcze chwilkę pogawędził Jajko z panem Karolem, potem ostrożnie zajrzał do pokoju pana Mikołaja, a zobaczywszy że ten śpi, nie zatrzymywał się już i odjechał.
Nazajutrz pani Lucyna wstała o kilka godzin wcześniej, niż zwykle.
Piękna jej twarz pobladła, znać na niej było ślady zmartwienia i źle przepędzonej nocy.
Zajrzawszy do ojca i przekonawszy się, że chory dostał lekarstwo, przyszła do stołowego pokoju na herbatę.
Panna Weronika krzątała się przy samowarze.
— Moja Weronisiu — spytała młoda rozwódka — czyśmy się mogły spodziewać takiego nieszczęścia? Ktoby przewidział, ktoby to mógł nawet przypuścić... W jednej chwili... w jednej chwili.
— A tak, Lucynko, tatuś nie chciał słuchać, ryzykował, nie szanował zdrowia. Ciągle mu się zdawało, że ma trzydzieści lat... Ja nie rozumiem tych panów... niby rozumni ludzie — a tacy nieuwa-