kiem dowodzi, że jakowaś siła żywotna w nich jest, jakowaś moc, cement, co te rozbite cegiełki w gromadzie trzyma, co je łączy, co w nich odporność wyrabia...
— Więc każesz nam, dobrodzieju, lichwą i szynkiem się trudnić, — mówili z przekąsem — chcesz dobrodzieju może, żeby porządny szlachcic nosił brodę i pejsy, żeby, jak mu się zależy czasem trochę pieniędzy w kieszeni... na fanty może pożyczał?
— Nie, tego ja nie chcę, odrzućcie lichwę i szynk, odrzućcie szachrajstwo i oszukaństwo, fałszywe miary i przechowywanie rzeczy skradzionych — odrzućcie to, powiadam! — ale bądźcie tak religijni jak żydzi, tak przywiązani do tradycyj swoich, tak cierpliwi, oszczędni i solidarni — a przyszłość do was należy... Nie jest mojem marzeniem, żeby szlachcic pejsy nosił, — ale jeżeli, zamiast wolantem będzie jeździł tanią bryczczyną, jeżeli będzie dom prowadził z możliwą oszczędnością, jeżeli zanim grosz wyda siedm razy go obejrzy — jeżeli będzie miał rachunek w głowie a węża w kieszeni — to nie zginie, jak honor kocham, nie zginie!
Nie bardzo się ludziom podobały te sentencye...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/15
Wygląd
Ta strona została skorygowana.