Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lina — tem serdeczniej powitam go w naszych progach.
— A przytem i szczęście ma — dodał stary szlachcic z uśmiechem.
— Jakto, panie?
— Ano, jeszcze się nie pokazał w Czarnej, a już mu panna Michalina serdeczność przyrzeka.
Pan Karol poruszył się niecierpliwie.
— Więc ten pan — rzekł — jest z zawodu agronom?
— Agronom, panie łaskawy, agronom... Właśnie chciałby w tych stronach majątek kupić i orać naszą rolę podług niemieckiej mądrości. Ja sam zachęcałem go, żeby w tych okolicach fortuny poszukał, bo znajomych tu mam sporo... ludzie poczciwi, a przytem możeby sobie tu łacniej, niż gdzieindziej, towarzyszkę życia wynalazł...
— O to wszędzie łatwo — rzekła panna Michalina z uśmiechem — panien nigdzie nie braknie.
— I to prawda, ale ja mam jakoś szczególne do tutejszej okolicy przekonanie i dlatego zachęciłem Witolda, żeby w te strony podążył...
— Pan?
— Naturalnie, że ja. Mam względem niego