— Podejrzliwa pani jesteś.
— Ciekawa raczej...
— Poczekaj pani lat... niewiele, ale przynajmniej z pięćdziesiąt, gdy już będziesz miała popioły własnych wspomnień, wtedy dowiesz się, czy pod niemi są iskry... a niech cię Bóg broni, moje dziecko, — dodał ciszej — żeby cię taka iskra niezgaszona oparzyć kiedy miała...
Mówiąc to, stary szlachcic posmutniał odrazu.
Poszedł ku oknu, spojrzał przez szybę, jakby wyglądał kogoś, i westchnął.
— Co jemu się stało? — spytał pan Karol półgłosem.
— Nie wiem, — szepnęła Michalina — może go mimowoli obraziłam... jest mi to niewymownie przykro, muszę go przeprosić natychmiast...
— Panie Symplicyuszu — rzekła — zbliżając się do niego.
— Co pani każe?
— Panie Symplicyuazu, czy ja... paplaniną moją nie sprawiłam panu jakiej przykrości?
— A to z jakiego względu?... Może z racyi owych popiołów?...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/135
Wygląd
Ta strona została skorygowana.