Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —

Dziewczęta do kolan matki przypadły i ręce jej całować zaczęły — wdowa uśmiechnęła się przez łzy.
— Zwycięstwo! — wołał uradowany staruszek. — Mamy wreszcie uśmiech, a to zwiastun chęci do życia. Teraz, droga pani, zaczniemy starać się o siły; będziemy panią uczyli jeść, chodzić, a dalej nastąpi powrót do normalnego trybu życia, do pracy, za którą znów przychodzi zadowolenie i spokój ducha.
— Panie doktorze, są smutki, które trudno przeboleć, są straty, których nie można zapomnieć.
— Masz pani słuszność, zapomnieć nie można i nie wolno. Pani wspomnienia swoje, pamięć o towarzyszu życia, musisz zachować na zawsze. Żal po nim nie wygaśnie, ale idzie o to, aby nie objawiał się on przez szarpanie własnej egzystencyi i zaniedbywanie życia dla grobu, ale żeby był traktowany z filozofią rezygnacyi. Owszem, odwiedzaj pani mogiłę drogą, łzami ją zraszaj, w kwiaty ubieraj, ale nie zaniedbuj dla niej obowiązków; czcij pamięć tego, co w niej spoczywa, i dla tej właśnie pamięci myśl o dzieciach. To obowiązek — dodał z naciskiem; — myśl o nim pogodzi panią z życiem, a przeświadczenie, że go spełniasz, da ci, nie chcę powiedzieć szczęście, ale ów pogodny spokój ducha, ów spokój, który bliższym jest szczęścia, niż się lu-