Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 307 —

na zły czas i pytanie, co dalej będzie i jaki obrót wezmą losy świata, naturalnie tego malutkiego, zamkniętego w obrębie brudnej mieściny.
— Człowiek stoi na ziemi — mówi jeden — i dlatego stoi, że ziemia mocna, że można się na niej oprzeć; i dopóki ziemia stoi, to i człowiek stoi, ale niech ona, broń Boże, zacznie się chwiać i z pod nóg usuwać, niech ona się ruszy... to człowiek się obali i będzie leżał jak kloc.
— Małe dziecko rozumie, że to prawda; ale do czego wy to chcecie przystosować? Przecież nie słychać u nas, Bogu dzięki, o trzęsieniu ziemi.
— Taką ziemią dla nas była dotychczas szlachta i myśmy stali na niej mocno, dobrze oparci, staliśmy całą gromadą, z żonami, dziećmi, i... nie trzeba grzeszyć... to było dobre oparcie, pewne jak mur. Teraz oparcie nasze psuje się. Bezsilni, upadający, lekkomyślni, jak cegły skruszone wysypują się z naszego muru, a zdrowi, mocni nie chcą nam służyć za oparcie. Co będzie, ja was się pytam, co będzie?
Na to pytanie nikt nie dał odpowiedzi.


KONIEC