Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XI.

P

Piękny park w Królówce na wiosnę wyglądał wspaniale; ogromne drzewa pokryły się liśćmi, zazieleniły się trawniki, krzewy i klomby, a słowiki założyły tu sobie królestwo.
Mnóstwo ich gnieździło się w gęstych krzewach, nad rzeką, a kiedy noc nadeszła, śpiew owych szarych ptasząt brzmiał chórem donośnym. Echo tych dźwięków roznosił wiatr daleko, między wzgórza, do lasu, na łąki.
Cała okolica, oświetlona łagodnym blaskiem księżycowym, była napełniona tą melodyą niezrównaną i wielką w swej prostocie, tą melodyą jak świat starą, corocznie słyszaną, a zawsze tak wzruszającą i miłą. Donośnie brzmiała pieśń maleńkich, szarych śpiewaków, a wtórował jej łagodnie szmer liści na drzewach i szum wody w rzece; mieszało się z nią