Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 192 —

mówiąc, to polowanie bardzo mnie zaciekawia. Radbym zobaczyć coprędzej owych sportsmanów.
— Zobaczysz ich wkrótce, doktorze, ale pilnuj się na stanowisku, bo bywają na takich polowaniach wypadki. Kto wie, czy nie zaproszono cię w przewidywaniu, że możesz być potrzebny?
— Dajże pokój, panie Sewerynie — rzekł staruszek, trochę urażony. — Zaproszono mnie, bo jestem dobrym myśliwym i do pewnego stopnia z tego słynę; zaś sława, którą zdobyłem jako lekarz, już przebrzmiała. Gdyby Topazowi przyszło na myśl, że obecność chirurga może być potrzebną, to wezwałby którego z młodszych i używających większej wziętości, niż ja.
— Wybacz, kochany doktorze — rzekł pan Seweryn. — Tak mówisz, jak gdybyś czuł się obrażonym, a ja przecież nie miałem zamiaru.
— Ja się też nie obrażam, ale mi przykro, że mi to moje nieszczęśliwe doktorstwo jeszcze na polowaniu wspominacie. Lekarzem byłem i jestem przy chorym, ale w kniei zaliczam się do myśliwych i to w lepszym stylu. I trzeba wam wiedzieć, że gdybym był takim lekarzem, jakim jestem myśliwym, to nie siedziałbym w nędznej żydowskiej mieścinie, lecz miałbym katedrę, klinikę i asystentów. Wierz-